poniedziałek, 14 stycznia 2013

Mamma Mia Kraków - recenzja




Parę lat temu do trattorii Mamma Mia trafiliśmy przypadkowo. Pamiętam pełne sale i późniejsze zdziwienie znajomych, że znaleźliśmy wolny stolik bez rezerwacji.
Zamówiłam wówczas Tagliatelle Primavera, które urzekło mnie słodyczą groszku, ilością młodego bobu i chrupiącymi zielonymi szparagami.
Później odwiedzaliśmy trattorię kilkukrotnie. Klimat restauracji był ciepły i szczery, a jedzenie podawane od serca. Coś się zmieniło - coś nieuchwytnego sprawia, że wszystko jest bardzo na serio, atmosfera formalna i gościnność miejsca prysła.

Tym razem zamówiłam Gnocchi di frommagio di capra. Kluseczki zaskoczyły mnie rozmiarem i kształtem przypominającym niewielkie krokiety. Ucieszył mnie fakt, że były podsmażone i złociste.
Były nadziewane, według informacji w menu, serem kozim i pastą z trufli. Nie jestem przekonana, czy twarożek rzeczywiście był kozi. Miał tak łagodny, śmietankowy smak, że nie posądzam go o pochodzenie inne, niż z mleka krowiego. Jednak mogło to być spowodowane tym, że potrawa była zdominowana aromatem trufli i inne smaki grały rolę drugoplanową. Jeśli ktoś lubi trufle, będzie zachwycony.
Nie spodziewałam się, że tak bardzo przypadnie mi do gustu połączenie trufli i rukoli. Mają wspólny mianownik smakowy, orzechową, delikatną goryczkę i pikanterię.
Gnocchi zwieńczone były dużymi płatami parmezanu. Cudownego z resztą; stanowił wyrazistą, słodką puentę.
Minusem dania było to, że było nieco suche - to kwestia ciasta, które mogłoby być nieco bardziej miękkie. Jednak po poproszeniu kelnera o oliwę i skropieniu nią kluseczków oraz rukoli, stało się pełne.

Do Mamma Mia wabi P. pizza. Niezmiennie zamawia klasyczną Funghi. Ciasto jest cienkie, lekko przypieczone, ale nie rozmięknięte. Istotnym składnikiem są świeże pieczarki i odpowiednia ilość sera. Trattoria jest jednym z dwóch najlepszych miejsc w Krakowie, serwujących pizzę.

Na deser zamówiliśmy Torta al cioccolatto. Ciasto istotnie było ciepłe, z gęstym, płynnym środkiem.
Aromat czekolady był nie do przebicia. Deserowi świetnie robi sos pomarańczowy, który jest kwaskowaty i balansuje zniewalającą słodycz. Ten fondant rozpływa się w ustach i zaspakaja zapotrzebowanie na czekoladę na najbliższe kilka dni.
Do tego deseru szczególnie polecam czarną kawę. W Mamma Mii jest gorzka i intensywna - bardzo dobra, co nieczęsto się zdarza. W większości krakowskich restauracji kawa jest zbyt delikatna, rozwodniona lub po prostu aromat nie ten... Tu rozczarowania nie ma.

Po ostatniej wizycie w Mamma Mia pozostał niesmak względem obsługi. Zdecydowanie zmartwił mnie ton pani obsługującej rezerwacje telefoniczne. Miejmy nadzieję, że był to po prostu kiepski dzień... Również kelner obsługujący nasz stolik nie nadążał, dwukrotnie zignorował nasze prośby o podejście, długo czekaliśmy na zabranie talerzy i podanie rachunku. Niemniej był miły.

Podsumowując, potrawy nadal są smaczne, ale brakuje im dawnego dopieszczenia, tego, co plasowało je wyżej, niż gdzie indziej. Mamma Mia zgubiła swoją kropkę nad i, autentyczność. Nie zrażając się jednak, czekam na to, aż restauracja odpocznie w tej pogoni i nadejdzie świeży powiew, przywracając jej poprzednią wyjątkowość.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz